sobota, 3 maja 2014

maj 2011 beatyfikacja Jana Pawła II

nie, nie pomyliłam daty!!!
Dokładnie 30 kwietnia trafiłam do szpitala ze skurczami i głowką między nogami bez mała. Ale nic się dalej nie działo to był 22 tydzień ciązy. Bałam się bardzo, było mi smutno że znowu jestem w szpitalu, zwłaszcza że to długi weekend. Właśnie w szpitalu przyszło mi przeżywać beatyfikacje Jana Pawła II, to na szpitalnym łóżku oglądałam transmisje z Rzymu. Bardzo mnie to wtedy na duchu podniosło. Potem teściowa przywieziona przez Smoka dała mi gazetę w której była litania do bł. Jana Pawła II. Trzymałam się tego kurczowo z nadzieją że dotrwam do końca ciązy. PO tygodniu  miałam iść do domu ale znowu się pogorszyło z 2,5 cm szyjki zrobił się 1 cm i otwarte ujscie wewnętrzne. Ryczłam okropnie jako że na szpital mam okropną alergię i nie odparte wrażenie że już z tam ta nie wyjdę! W sumie po 3 tyg lekrz stwierdził że bez sensu mnie tam trzymać bo leiki które dostje mogę bać w domu, leżec też. Najpierw się wahali alewkońću stwierdzili że wracam do domu.To był 24 tydzień. Czekałam na Smoka jak na szpilkach. Obok moda dziewczyna chyba 17 letnia poszla do domu a na łóżku przedemną leżała kobieta, chyba Marta miała na imię krwawiła, była jakoś w 10 tygodniu ciąży. Przyszła dzień wcześniej z bólami i dostała leki na nerki... i pęcherz moczowy... a na drugi dzień na moich oczach poroniła... poszła z okropnym bólem do lekarza wróciła za chwilę i powiedziała że już po wszystkim że poroniła... coś tam bąknęłam na pocieszenie że nastęlnym razem się uda, ona odpowiedziała że to juz drugi raz i że przy córce nie było takich jaj. Leżałam i czekałam aż Smok przyjedzie patrząc na tą kałuże krwi, dpbrze że tylko krwi. Co chwilę dzwoniłam do Smoka drąc się na niego gdzie jest i żeby szybciej tu przyjechał, coś tam brzęczał że spodni znaleźć nie może to mu powiedx=ziałam przywieź swoje tylko mnie juz zabierz! Wkońcu znalazł przyjechał, pomógł mi się ubrać wyszliśmy z sali a na korytarzu co kawałek krew, masakra. Było mi źle z tym, głupio bo zanim ta kobieta poszła na zabieg wyczyszczenia macicy patrzyła na mnie z brzuchem a ja siłą rzeczy nie wiedziałm jak się mam zachować. Nie widziałam jej już nigdy więcej.

W domu leżałam plackiem, dziś smieje się że jak psu żarcie zostawiali pod ręką i szli do pracy. Obok pilot i komp noi tel. I tak leżałam i leżałam. W międzyczasie lekko się pogarszało alenie tak żebym w domu być nie mogła. Aż do 12 lipca, kiedy przyszła K zrobiła mi pyszny koktail borówkowy i troche mi potowarzyszyła. Tego dnia wieczorem tesciowa poleciała do IRL na 2 tyg. SMok miał rano pracować (od 5,6 do 14) a potem siedziec ze mną i remontować pokoj dl malucha. I 13 lipca wstał na 6 do pracy, ale o 10 brakło prądu. Pojechał do marketu po coś, odebrał po drodze ciuszki wyprane i wyprasowane dla dziecka i wrócił do domu. POgadalismy chwilę dał mi obiad, pamiętam że to była fasolka po bretońsku. Zjedliśmy, zdąrzył się przebrać w bety robocze i..... nagle czuję mokro pod sobą... a że mi się siku chciało to pomyślałam że się posikałam, poszłam do kibla zrobiłam co miałam zrobić, przebrałam się połozylam i znowu czuję mokro i mówię wody mi odeszły... Smok zdjął spodnie załozył buty i mówi jedziemy... To mu mówię chociaż jeansy załóż w gaciach nie pojedziesz.... Pomógł mi się ubrać, wzioł torbę, sam też się ubrał i pojechaliśmy. Wiedziałm że poród już się zzczął, choć skurczy nie było, ryczałam .... bardzo ryczałam bo wiedziałam że muszę urodzić a to dopiero 32 tydzień... Lekarz mnie zbadał i powiedział poród się zaczął dziecko wmirę duże (z usg 1900g) proszę leżeć i czekać nie ma powodu wywyływać. Smok pojechał po reztę betów, wrócił posiedział ze mną aż do późna i pojechał do domu żeby odpocząć bo w każdej chwli mogłam dzownić że idę na porodówkę. Lekarz powiedział że nie widzi przeciw wskazań do porodu rodzinnego ani do porodu siłami natury chyba że coś by nagle wyszło. Calą noc czułam jak wody się sączą. Jakiś czas pisałam że Smokiem smsy, aż zasnął. Doleżałam do rana przyszła moja lekarka przerażona. Dała leki na podtrzymanie ciąży (choć nie wiem po co) zrobiła ktg, dwóch lekarzy mnie badało (stali obok siebie0 jeden twierdził że akcja porodowa poste puję i że szyjki juz brak a drugi widział 16 mm szyjki i twerdził że tylko wody odchodzą. Kazali leżeć aż zaczęły się skurcze moja lekarka wierzyła że ustapia ale kazała się na poród nastawić. Aż skurcze  były coraz silniejsze co 2 min i wiadomo było że nic z tego. To było koło południa. OD rana już ryczałam że się poród zaczął i że Smok pijany( może nie bardzo ale jednak nie trzeźwy) i nie ma go przy mnie, ani nawet nie ma mi kto betów przywieźć do porodu i w ogóle że sama jestem. Do dziś mam chwilami żal że go nie było chopć zostało mu to wybaczone.
I tak siedziałm wydzwaniając do różnych ldzi żeby go jakoś doprowadzili do łądu i tu przywieźli. BYł u niego mój brat ale po za tym że powiedział że do niego wydzwaniam i żeby do mnie pojechał to nic wiecej nie wkurał i nawet nie próbował bo przyszedł do niego powiedział i wyszedł. to samo ciotka. I nagle przyszła pielęgniarka że jakas pani dzwoni do dyżurki i chce ze mna rozmawiać ale wstawać mi nie wolno więc może podałabym numer tel to ona jej poda. Myslę sbie ok podamnajwyżej powiem komuś żeby spierdalał i tyle. Okazało się że to przyjaciólka Smoka. Rozmawiała z nim rano że jestemw szpotalu i powiedział w którym i co jest grane. Dzwoniła do niego parę godzin później żeby się dowiedieć co i jak i jak nie odbierał to już wiedziała co jest grane tym bardziej że rano słyszała że coś wypił. Wypytała mnie o adres i czym mam klucze do domu(oczywiscie nie miałam) przyjechali ponad 30 km do nas, weszli przez płot i okno i to w centrum miasta! Wytrzaskała go po pysku żeby otrzeżwiał i wzieła go do szpitala do mnie. Wkurzał mnie głupimy tekstami ale był! Wiem że jak teściowa by nie poleciała to by się nie upił bo nie byłby sam i miałby wsparcie ale z dwojga złego w tej sytuacji lepszy był smok na gazie niz zgrzędząca mamusia...
Posiedzieli ze mną trochę i pojechali ze Smokiem do domu pomóc mu się ogarnąc. Za godzinę już dzowniłam że na porodówkę idę, to była godzina 16.15
Wziełam ze sobą tylko kroplówkę (resztę mieli mi przynieść Smok plus jego przyjeciele) i tel.
Sidzę pod tą porodowką ze skurczami co 2 min i słyszę jak doktor wiedźma rozmawia a kims przez tel : "no jest tu taka pani 32 tydzien ciaży no chyab urodzi bo sie porodu nie uda zatrzymać, dalej sraty pierdaty a potem no dobra koncze już bo się musimy do roboty wziąć" a ja tam dalej z tymi skurczami co 2 min! WKoncu mnie wzieli po jakis 15 min na salę. I poprzekroczeniu progu się zaczęło... poszłam siku myślałam że z kibla spadnę (cały czas z kroplówką na powstrzyamnie skurczów- nie było mojej lekarki i nikt nawet nie pomyślał żeby mi ja odpiąć ja zresztąteż) Darłam się jak by mnie ze skóry obdzierali  (trudno żeby nie bolało jak tu skurcze lecą a jednocześnie kroplówka je blokuje) Smok przyszedł nadal dogadujący nie do końca trzeźwy, ale był. Ta koleżanka mówiła że może być przy porodzie ale baam się ze Smok pod tą porodówką coś wywynie i Maniek który był z nimi go nie upilnuje. Zreszt ą na porodówce spędziłam 40 min tylko i urodziłam. Wkońcu ktoś odpiął mi tą kroplówkę, dostałam antybiotyk dożylnie bo ponoć gorączkę miałam (pewnie z wysiłku) przestało aż tak boleć, wody mi odeszły do końca, zaczęły się skurcze parte a mnie naszło przerażenie że im go szybciej urodze tym on szybciej umrze i podświadomie przedłużałam ten moment aż lekrz zdecydował że mnie natnie -dopiero się wydarłam jak zobaczyłam że ma taki zamiar ale nawet nie poczułam. Urodził się maluch, coś tam kwilił, był owinięty pępowiną, ważył 2130g więc jak na wcześniaka to dość duży. Dostał najpierw 5 potem 7 pkt apgar i go zabrali. Kazali przyjść za godzinę Smokowi się dowiadywać co z małym. Podzwoniliśmy do niektórych osób że już po wszystkim, że trzeba się modlić, tzn ja to wiedziałam Smok jeszcze pod niewielkim wpływem rozluźniony nie zdawał sobie sprawy z tego w tamtym momencie. POtem A. zabrała Smoka do domu, podniosła na duchu. A moja pierdolnięta kuzyneczka wysyła mi smsmy wyslij fotkę, nosz kurwa dziecko walczy o życie a ta  z fotkami wyskauje... wybaczcie uniesienie ale do dzis tak mam jak o tym pomyślę... Wieczorem pielęgniarka kazała przywieźć coś tam, dzownie do Smoka a ten że w wannie sedzie, pojechała moja koleżanka przywiozła co trzeba z domu. Myślałam że Smok się będzie trzymał, i trzymał by się ale mój kuzyn się dowiedział i przyszedł flaszką niby na pępkówkę ale jak SMok mu powiedział co i jak to stwierdził że to na poprawę humoru na rozluźnienie. Jeden głupi że pił a drugi głupszy że przyniósł wiedząc jaka jest sytuacja i że potrzea wsparcia a nie znieczulenia. A jak tylko się rano kapła co jest grane to się spakowała i przyjechała znowu z M. tym razem przygotowani do zostania na noc.Zreanimowali Smoka porządnie i przyjechali do mnie. Ja calą noc nie spałam z tej adrenaliny. Rano mnie lekarka wkurzyła tekstem: Pani dziecko zaraziła!!! no tak zaraził się odemnie gronkowcem zapomniała tylko o szczególe że musieli zarazić mnie w szpitalu bo niby skąd wziełabym gronkowca w pochwie w domu? jak jej to powiedziałam że przestała się wymądrzać i przyznała mi rację. Zrez=sztą od niej się dowedziałam o tym, to zakażenie spowodowało ten wczęsniejszy poród, jtóry jak się okazało i mnie  jemu uratował życie. MNie bo nie dostałam sepsy a jemu bo był mniejszy i mniejsze ryzyko wylewu w związku z hemofilią o ktrj wtedy nie wiedzieliśmy. Smok ,mając wsparcie wzioł się w garść ogarneli dom. Ja na drugi dzień podjęłam decyzje że idę do domu bo mały jeszcze trochę poleży w inkubatorze a ja w szpotalu nie wytrzymam, nie moge u niego za długo siedzieć a i Smok potrzebuje mnie w domu. Zresztą miałam bardzo blisko do szpitala jakies 5 min autem. Przyjechał po mnie 2 dni później zapomniał betów wracałam w koszuli i szlafroku :P to z tego przejęcia. Bylismy jeszcze u małego. Przez 12 h od porodu miał rurkę w nosie żeby w razie gdyby przestł odyychać maszyna zrobiła to za niego ale po 12 godz mu to zdjęli uzając że jest ok bo sam oddycha. Mówili że stan ciężki ale walczy. Lezał w tym inkubatorku, jak na plaży, lekarka mówiła że ma posocznicę ale jakoś nic mi to nie mówiło i nie pytałam dociekliwie. Pielęgniarki miały do mnie numer tel żeby dzownić w razie czego za każdym razem gdy mój dzwonił prawie mdleliśmy...
cd nastąpi jutro.... tzn dzisiaj

2 komentarze:

mała czarna pisze...

Poryczałam się czytając ten post...
To tak jakby czytac historię z jakiejś smutnej książki.
Przykre, że to nie fikcja a samo życie.
Jesteś silną i twardą Babką!! Nie każdy udźwignąłby to wszystko.
Ściskam! :*

stalina stalin pisze...

:* ważne że dobrze się skończyło, Szczepan żyje i po za hemofilią jest ok!

Prześlij komentarz