W pewną piękną sobotę dnia 29 czerwca 2013 roku będąc w 39 tygodniu ciąży postanowiłam zrobić właśnie truskawkowy koktail i ilości dużej, w dużym garnku o pojemności 5 litrów, taki pyszny gęsty mocno truskawkowy, ze śmietanką. Ach miód na usta! Wstaliśmy, zrobiliśmy zakupy wspólnie, kupując to co trzeba na koktail i różne inne rzeczy bierzące oraz jakieś pierdoły potrzebne do porodu, które jeszcze wpadły mi w oko. Lodówka pełna, na polu cieplutko do tego zimny koktail czegóż chcieć więcej? Smok zaczął kosić trawę po obiedzie a ja z Mysiorem siedziałam w domu co by mu się pod nogami nie plątać. I tak nadszedł wieczór! Nagle mnie coś zabolało, myślę sobie eeee wezmę sobie no spę (brałam przez pół cązy na powstrzymanie skurczów m in) po za tym nie mogę dziś rodzić! Bo raz że ten koktail w lodówce- no nie przeżyje jak go nie wypiję! dwa to Ciotka która miała zaopiekować się Mysiorem jest na weselu, trzy to ja się nastwiłam na poniedziałek i juz!
Ale jak po chwili zabolało znowu i za 2 minuty znowu to juz wiedziałam ze ta no spe moge wsadzic sobie w dupę. Doczłapałam sie do okna i wołam Smoka ze do szpitala trza jechac i to raczej szybko. Oczywiscie usłyszałam " no nie zartuj" ale przyleciał migiem. Ja w płacz bo nikogo do opieki nie ma ale twardo na telefonie wisze robiac Mysiorowi kolacje, jednoczesnie mu ja dajac miedzy co 2 minutowymi skurczami. Smok w tym czasie sie mył.Dziecko zjadło, nadal nikt telefonu nie odbiera. No tak połowa znajomych na eucharystii a druga połowa podchmielona na grilach u swoich zanjomych siedzi bo pogoda na grila idealna. Idę napic się koktailu i w myślach powtarzam sobie no cały garnek no nie przboleje tego ostatnie truskawki w tym roku. Mówię do Smoka że czasu coraz mniej od 30 min skurcze co 2 min i coraz mocniejsze, stwoerdzamy że bierzemy młodego ze sobą. Smok pomoże mi dojść do szpitala dalej pomoże mi personel a on wróci do domu czekajac ze moze ktos sie odezwie. Ale pjawia sie odstatnia deska ratunku. Sylwia, ma dzieci i wiem ze bedzie musiała prosic sie tesciowa zeby z nimi została ale dzwonie, mówię bierz taksówkę jesli mizesz ja zapłace i przyjedz. BYła w 15 min. Akcja leci do przodu nadal co 2 min w międzyczasie chwilamimyślami jestm przy koktailu.Ostatni łyk i Jedziemy do szpitala. Sylwia usypia Mysiora. Z każdym przejechanym metrem czuje że możemy nie dojechac na czas jesli coś sie po drodze zdarzy. A jeszcze trzeba dojść na porodówkę. Naszczęscie do szpitala mamy 3 km jakieś min jazdy. Dojechaliśmy, mówię do Smoka że ja nie da,m rady wysiaść, każe mu isc po wózek. POleciał musiał mnie zarejestrowac najpierw żeby mu go dali. Leci po mnie, wytaszczył mnie dosłownie z tego auta i wsadził na wózek ja się zwijam, weszlismy do dyzurki położnej (taaa przepisy) mówi że musi mnie zbadac i powinna podpiąc do ktg. Zbadała i mówi szybko szybko niech Pan żonę przebiera bo już na 8 palców prawie 9 cm rozwarcia. nie robimy ktg. Smok mnie rozbiera , połozna zakłąda koszulę co bym z gołą dupą nie jechała. Ja w stresie że mi zaraz wody odejdą i zaleje pól korytarza. Biegiem na ta porodówkę czekamy na windę położna daje mi [apiery do podpisania ( nie wiem nawet co podpisywałam, w ogóle to jak mój podpis nie wyglądało) zakłąda ta branzoletkę z kodami i innymi cyrkami, dojeżdzamy na porodówkę, wtaszczyłam się na łóżko porodowe. Od pierwszego skurczu minęła godzina. Jedna podpina ktg druga położnamnie bada na skurczu -takmwszystkie gwiazdy zobaczyłam. I Powiedziała że jeszcze to potrwa i wyszła na korytarz, byłam akurat jedyną rodzącą, dzwi były otwarte. Jak wyszła tylko za próg chluśnęły mi wodu zalewając pól sali a ja czuję że to już nie za chwilę, dre się na położną ta leci patrzy i mówi z przerażeniem zaczekaj rękawiczki założe! taaa kurna bo to się da tak poczekać. Nie wiem czy zdąrzyla założyc ale mały juz był na świecie. Na porodówce spędziłam dokłądnie 12 min. Kiko zachłysnął się wodami płodowymi najpenwiej przez tak szybki poród (za dużego wpływu to ja na to nie miałam) i miałam go tylko chwilę, oddali go dopiero rano. Posiedzieliśmy razem te 2 godziny i Smok pojechał do Mysiora do domu. A ja nie mogłam przeboleć Zaraz po porodzie ludzie telefony powlączali i zaczeli dzownic co chemy ze maja od nas np 30 nie odebranych połączeń?
Dzis własnie pijac koktail zaczelam wspominac jak to było :)
1 komentarz:
I ja dziś robiłam koktajl :)
ale takich wspominek nie miałam :) :)
ja to się bałam jeśc przed porodem, bo miałam wizję że im tą piękną i nowoczesną porodówkę zarzygam! :P
Prześlij komentarz